Gipsowe serduszka z foremki...
Jak napisać wpis na bloga??? Nie mam pojęcia. Wpisuję w Google hasło: “Jak napisać wpis na bloga ?. I co? I wychodzi “tysiące” poradników. Otwieram pierwszy. Nie, nie, nie ...to nie dla mnie... Następny. “Zbierz dane o konkurencji”. Nie, to nie to. Następny....bla, bla, bla.... Następny. Bla, bla, bla. Etc., etc.
No dobra. Będę pisać po swojemu, tak, by było to w miarę zrozumiałe.
Przecież nie będę tłumaczyć teorii heliocentryzmu, co też jest ciekawa, ale to nie o tym. U mnie przyziemne sprawy.
Wypalanie, szlifowanie, wiercenie, lakierowanie i tym podobne
“A jakby to połączyć z tym”, a może zrobię tak”, “co by było gdybym tu wycięła a tam polakierowała”. Czyli moje próby i dylematy stworzenia czegoś, co wg. mnie będzie nadawało się na prosty prezent lub dodatek do prezentu,
który możesz zrobić o własnych siłach i przy minimalnych kosztach, dla przyjaciółki, siostry, mamy.
A może dla swojego chłopaka, męża.
Lub po prostu jako dodatek do wystroju wnętrza. Czy to kuchnia, korytarz, sypialnia czy miejsce, które uznasz za odpowiednie.
Tak więc biorę na warsztat gips budowlany, który pozostał po jakimś remoncie. Przez pracownię przeplątała się też niepotrzebna foremka do ciasteczek. W pierwszej chwili chciałam wlać bezpośrednio gips do foremki, ale coś mnie tknęło, że może posmaruje jakimś tłuszczem? Tłuszczem do gipsu???A co mi tam, najwyżej gips wciągnie. Co by to mogło być? Mam! Olej lniany! No to siup. Pędzelek do oleju, smaruję po foremce i wlewam gips, wcześniej wymieszany z wodą. Szybko, szybko, bo zaraz się zrobi twardy. Gdzie ten sznurek?! Jest! Ciach, ciach, wciskam paluchem do gipsu, już twardnieje. Zdążyłam. Teraz czekać, aż wyschnie. Czekam, czekam... Co z tym gipsem? Miał być szybkoschnący. No nic, położę na grzejnik i czekam dalej. To czekanie przedłużyło się do 4 godzin.
Czas na efekt końcowy. Jak to wyciągnąć? Wszystko przywarło. Olej nie pomógł. O nie. Katastrofa, do wyrzucenia, szkoda tylko foremki. Zaraz, zaraz... Młotek! Nie mam nic do stracenia. Odwracam i stukam, pukam po tej foremce. Jest! Wypadło pierwsze! Całe! Piękne! Cieszę się jak dziecko. Następne, następne. No. Duma mnie rozpiera. Ok. Skoro jestem taka genialna to kolejna tura. Tym razem coś bym dodała. Susz. Tygle go mam. Zbieram po łąkach, polach, czasem od kogoś dostanę (zwłaszcza od mamy). Dam na dno foremki, będzie ładnie z przodu wyglądać. Wlewam gips. O nie! Jak mogłam tego nie przewidzieć! Gips to nie żywica. Wszystko zatopione i nie widoczne. To nic, dam na górę, czyli na tył serduszka. Będzie dwustronny! Nie no, przeszłam sama siebie. Trochę poszarpane te kanty, przetrę papierem ściernym. No tak, gips ściera się jak kreda. Może polakierować? Lakier bezbarwny? Nie, nie, gdzieś tu miałam vikol. Jest, ale długo schnie. Nie pozostaje mi nic innego jak zaczekać do poniedziałku. :)
Leave your comment